ISLANDIA
29 lipiec - 8 sierpień 2014
Trasa około 2000 km
Samochód terenowy
Samochód terenowy
TRASA
DZIEŃ 1
1. Lot z Berlina do Keflaviku liniami WOWair trwa niecałe 4 godziny. Z Keflaviku bardzo szybko i łatwo można dostać się do stolicy Islandii - Reykjaviku, autobusami które stoją tuż pod lotniskiem i są dobrze oznakowane. Zresztą gdzie indziej można tu pojechać? :) Wsiadamy do autobusu, jest wifi :D po drodze oglądamy surowy pejzaż Islandii i po około godzinie jesteśmy w centrum stolicy. Z dworca mamy bardzo blisko do miejsca noclegu. Logujemy się u znajomego przy Laugavegur - głównej ulicy i idziemy zwiedzać. Reykjavik to niewielkie miasto i łatwo je w 2-3 godziny obejść dookoła, zatem błąkamy się nie używając żadnej nawigacji trafiajac przy okazji do kilku ciekawych miejsc. Harpa - sala koncertowa robi wrażenie zarówno z zewnątrz jak i od środka. Przepięknie zaprojektowana. Na głównej ulicy trwają przygotowania do oficjalnego otwarcia gaypride, które odbędzie się za półtora tygodnia w przeddzień naszego wylotu. Ulice mienią sie kolorami tęczy, a witryny sklepowe są specjalnie na tę okazję przystrajane. Turystów niewielu, pogoda dopisuje, słonecznie, choć wietrznie i bardzo rześko. Temperatura około 17 stopni, ale ze względu na dość silny wiatr odczuwalna jest nieco niższa. Ponoć często tu pada, ale jak się później okaże mieliśmy ogromne szczęście, bo podczas naszego pobytu opady były bardzo przelotnie i niewielkie. Robimy spacer po okolicznych uliczkach, znajdujemy sklep spożywczy w którym chcemy kupic cos nie tylko na kolację. Ceny w marketach są bardzo wysokie w porównaniu z polskimi około 3 razy drożej. Zakupy żywieniowe będziemy robic w sklepach typu Bonus ( z różową świnką), które są zdecydowanie najtańszym wyborem. Kupujemy małą butlę z gazem, gdyż planujemy gotować sobie sami, wzięliśmy w tym celu z sobą metalowe kubki, miski oraz termos. Wszystko zaplanowane. Czas rozpocząć naszą wyspiarską przygodę.
Kościół w Reykjaviku
Linia brzegowa w Reykjaviku
Harpa - Sala Koncertowa
Laugavegur - główna ulica miasta
Kultowy pub
DZIEŃ 2
2. Reykjavik - w mieście zwiedzamy co się da, a nie jest tego zbyt wiele, poza tym już poprzedniego dnia udało nam się wiele zobaczyć, więc również powoli kierujemy się do miejsca z którego mamy odebrać wynajety wcześniej przez internet samochód. Jest to auto terenowe marki Suv ssang young, tylko taki rodzaj pojazdu nas interesował, bo osobowym ciężko było by się dostac w niektóre miejsca, które zaplanowaliśmy zwiedzić, a Islandia słynie z tego że niektóre trasy są po prostu niedostępne dla aut osobowych. Pakujemy do środka nasze plecaki do bagażnika i ahoj przygodo! Ruch na drodze jest raczej umiarkowany, by nie rzec żaden! Główna trasa prowadząca dookoła wyspy jest w dobrym stanie. Jedzie się bardzo dobrze. Pierwszy przystanek - Blue Lagoon -miejsce jest mekką turystów i wstęp nie mało kosztuje, ale nie zraża to nas i spędzamy tu kilka godzin pławiąc się w wodach termalnych oraz smarując ciało białym błotem, które w drogeriach na całym świecie sprzedawane jest za gruby hajs. Od początku plan na pierwszy dzień tutaj był właśnie taki. Nabieramy energii na całą dalszą podróż. Wymyci i odprężeni wsiadamy do auta i pędzimy zobaczyć kolejne miejsce ...pola geotermalne Seltun. Właściwie mieliśmy się tu nie zatrzymywac, ale długie "posiedzenie w spa" spowodowało, że nie za dużo już tego dnia zobaczymy. Seltun położony jest niedaleko, wiec decydujemy się odwiedzic to miejsce i znalezc w pobliżu nocleg. Szybko docieramy co celu. Okazuje się , że był to strzał w dziesiątkę. Miejsce bardzo urokliwe a turystów zero! Wspinamy się na szczyt parującej wulkanicznej góry, a zmrok powoli zapada. chociaż jest już grubo po 22! Postanawiamy przenocować gdzieś na poboczu, więc niedaleko pól geotermalnych nad jeziorem Kleifarvatn szukamy miejsca. Znajdujemy jaskinię w której rozbijamy namiot. Nie jestesmy pierwszymi lokatorami groty, po poprzednich gościach zostało palenisko i kilka gałęzi. Rozpalamy małe ognisko z kilku konarów znalezionych na nabrzeżu i w grocie. Podgrzewamy naszą kolację i logujemy się w namiocie. Pierwsza noc jest niespokojna, bardzo zimna a jakieś ptaszyska atakują nasz namiot przez pół nocy skrzecząc i dziobiąc go. W oddali słychać odgłosy niezidentyfikowanych zwierząt i nie są to owce, których tu pełno. Jest dość creepy, ale nikt nie twierdził, że będzie ekskluzywnie ;)
Blue Lagoon
Owce są wszędzie! Podobno na jednego mieszkańca wyspy przypadają 4 owce
Pola geotermalne Seltun
Seltun
Okolice jeziora Kleifarvatn
Jaskinia w której nocowaliśmy
DZIEŃ 3
3. Jedziemy w stronę Vik, miasteczka do którego mamy planowo dojechać pod koniec dnia. Wyjeżdżamy spod jeziora Kleifarvatn po śniadaniu. Następny przystanek przy ogromnym wodospadzie Seljalandsfoss, który mozna przejść dookoła. Trochę pada, ale i tak bylibyśmy mokrzy bo woda z wodospadu unosi się parą również kilkanaście metrów od niego. Odrobinę przemoczeni ruszamy w dalszą droge, zatrzymujemy się na chwilę przy ciekawym miejscu jakim jest dom i jaskinia rutshellir. Turyści nie interesują sie tym obiektem zupełnie a to dziwne, bo jest to bardzo interesujące miejsce. Kolejnym punkt podróży to do absolutnie monumentalny wodospad Skogafoss. Tutaj robimy długi spacer w górę wodospadu gdzie podziwiamy obłędne widoki. Spacer się przeciąga, więc już bardzo zmeczeni udajemy sie do odnogi lodowca Myrdalsjokull (solheimajokull) oczywiście nie musze dodawać, że robi ogromne wrażenie a dodatkowo potęguje to fakt, że pierwszy raz widzimy lodowiec w takiej odsłonie. Zmierzamy już w stronę miasteczka Vik i ostatkiem sił gnamy aby zobaczyc skały na wybrzeżu Dyrholaey nad oceanem atlantyckim. Okropnie wieje, ale pejzaże rekompensują nam wszelkie niedogodności wyprawy. Obserwujemy zabawne Maskonury, ptaki wyglądające dosłownie jak latające pluszaki. Logujemy się na kempingu w Vik i robimy krótki spacer po czarnej plaży. Niesamowite i wyjątkowe miejsce. Odgłosy oceanu już trochę kołyszą nas do snu. Tym razem mozemy skorzystac z internetu (płatny), posiedzieć w ciepłym miejscu oraz zjeść skromną kolację. Tym razem również nocleg w namiocie, oczywiście zabraliśmy je ze sobą, ale na niektórych kempingach istnieje możliwość ich wypożyczenia.
wodospad Seljalandsfoss
wodospad Seljalandsfoss
dom i jaskinia rutshellir
wodospad Skogafoss
rzeka z której spada wodospad Skogafoss
okolice lodowca Myrdalsjokull
okolice lodowca Myrdalsjokull
jedziemy do Dyrholaey
Dyrholaey
Dyrholaey
Vik i czarna plaża
czarna plaża
DZIEŃ 4
4. Z Vik ruszamy dalej na wschód podziwiając zza szyb samochodu zmieniający się pejzaż , zatrzymując sie w kilku miejscach z których pola lawowe - gervigar alftaveri robią na nas największe wrażenie. Porośnięte mchami i porostami, wyglądają jak scenografia z filmu science fiction. Ciągną się kilometrami wzdłuż południowego wybrzeża wyspy przywodzą na myśl żywe zielone tkanki wyrwane wprost z mózgu kosmity i umieszczone jakimś trafem losu właśnie tutaj. Robimy krótki przystanek w Kirkjubaejaerklaustur przy Systrafoss - wodospadzie sióstr, zwiedzamy Kirkjugolf - naturalna "posadzka kościoła" i następnie zmierzamy do parku narodowego Skaftafell gdzie idziemy długim szlakiem, aby zobaczyc słynny wodospad z granitowymi słupami Svartifoss. Podobno był inspiracją kształtu Harpy w Reykjaviku i faktycznie nieco ją przypomina. Szlak nie jest krótki, ale bardzo malowniczy. Pierwszy raz widzimy drzewa. Na całej wyspie jest bardzo mało obszarów zalesionych. Wszędzie łyse góry, wodospady i rzeki, może dlatego Islandia wydaje się nieziemską krainą. Schodząc ze szlaku podjezdzamy na czas jakiś do odnogi lodowca Vatnajokull (o nazwie skaftafeljlokull) i spieszymy dalej bo znowu okazuje się, że już bardzo późno. Jedziemy kilka kilometrów rozglądając się za dogodnym miejscem na nocleg. zatrzymujemy się pod jednym z wodospadów w okolicach Kviarjokull.
piramidy z kamieni, podobno to rodzaj modlitwy za bezpieczną podróż, na Islandii jest ich mnóstwo
pola lawowe - gervigar alftaveri
pola lawowe - gervigar alftaveri
Kirkjubaejaerklaustur - Systrafoss- wodospad sióstr
Kirkjubaejaerklaustur naturalna "posadzka kościoła"
jeden z bardziej malowniczych wodospadów
typowy islandzki pejzaż
wodospad Svartifoss
wodospad Svartifoss
skansen w parku Skaftafell
Skaftafell - widok z góry na deltę rzeki
odnoga lodowca Vatnajokull (o nazwie skaftafeljlokull)
Vatnajokull zamienia się w rzekę
DZIEŃ 5
5. Jako że jestesmy już bardzo blisko zatoki lodowcowej Jokulsarlón, postanawiamy spędzic tam dłuższy czas by oglądać lodowce, które powoli roztapiają sie i płyną w stronę oceanu. Między nimi radośnie pluskają się foki i dzikie ptactwo. To tutaj były kręcone sceny do jednej z części Jamesa Bonda. Miejsce robi wrażenie, ale turystów również nie brakuje co odbiera temu miejscu jego pierwotny charakter. Teraz czeka nas najdłuższa do część drogi. Przystajemy w miłym miasteczku HŌfn. Jako że tego dnia wypada dzień moich urodzin postanawiamy to uczcić i w wypróbowac lokalnych specjałów. Z menu wybieramy (nie należące do najtańszych jakieś 60 zł /os) zupy z homarów i jagnięciny. Bedzie to pierwszy z dwóch posiłków zjedzonych w restauracji podczas tego wyjazdu. Robimy przystanek w Djupivogur - miasto portowe z mini portem, rzeźbami w kształcie jaj i kościołem z "conchitą wurst". Doprawdy urocze miejsce, chociaż wydaje się zupełnie opuszczone. Szukamy jakiegoś miejsca na nocleg. Początkowo plan był taki, aby przystanek zrobic przy jednej z latarni morskich, ale te rejony były juz okupowane, a my byliśmy bardzo nieufni, podróżowaliśmy więc dalej i już praktycznie późną nocą zrezygnowani zatrzymujemy się niedaleko pola namiotowego w Faskrudsfjordur. Wykończeni kładziemy sie tym razem w aucie.
Pobudka przy małym wodospadzie
zatoka lodowcowa Jokulsarlón
zatoka lodowcowa Jokulsarlón
ptactwo na zatoce lodowcowej Jokulsarlón
zatoka lodowcowa Jokulsarlón
zatoka lodowcowa Jokulsarlón
zatoka lodowcowa Jokulsarlón
Djupivogur
spacer wzdłuż wybrzeża i moje znalezisko, które zabrałem na pamiątkę
masywy gór często przybierają dziwne formy
miasteczko Djupivogur
miasteczko Djupivogur
"conchita wurst" w kościele w miasteczku Djupivogur
rzeźby w kształcie jaj w miasteczku Djupivogur
jedziemy dalej
przepiękne trasy
ruch na drodze jest jak po apokalipsie, mijamy auta z częstotliwością jeden na pół godziny
jedna z licznych tu latarni morskich
słońce zachodzi o tej porze roku bardzo późno
DZIEŃ 6
6. Szybko się zbieramy spod kempingu i śniadanie jemy kilka kilometrów dalej, przy latarni morskiej, następnie jedziemy w strone Egilsstadir skręcamy na zachodni brzeg jeziora Lagarfjlot o którym krąży legenda o zamieszkującym w nim potworze. Przemierzamy długi szlak prowadzący do najwyższego na wyspie wodospadu Hengifoss (z czerwonymi pasami), kilka kilometrow dalej znajduje się ponoć najładniejszy dom na Islandii (dom w Skriduklaustur oczywiscie przystajemy tam na chwilę). Kierujemy się przez Laugarfell (schronisko z gorącymi źródłami, zatrzymujemy się tylko na moment) dalej przez zaporę na jeziorze Halslon z ogromnym wąwozem po drugiej stronie, zmierzamy okropnie wyboistą drogą do mało znanego zupełnie nie turystycznego uroczego miejsca - gorącego wodospadu w Laugarvalladalur. Tutaj dwie rzeki gorąca i zimna łączą się zamieniając się w termalny wodospad. Rzecz jasn bierzemy odświeżającą kąpiel pod naturalnym gorącym prysznicem. Zjadamy szybki lunch i juz czeka na nas długa trasa do wodospadu Dettifoss, przy którym co prawda widnieją tabliczki z informacjami o zakazie nocowania, lecz nie przeszkadza nam to zupełnie, bo siły brak na kombinowanie co innego zrobic, więc mimo wszystko decydujemy się zostac tu na noc.
gdzieś między Faskrudsfjordur a Egilsstadir
Śniadanie przy latarni morskiej
kamieniste plaże przy fiordach
szlak prowadzący do wodospadu Hengifoss (tu mniejszy wodospad)
wodospad Hengifoss
dom w Skriduklaustur
wąwóz przy jeziorze Halslon
gorąca rzeka
termalny wodospad w Laugarvalladalur
czasem drogi na mapie zaznaczone jako dobre wyglądały właśnie tak
zachód słońca a my nadal w trasie
DZIEŃ 7
7. Z samego rana oglądamy wodospady Dettifoss, Selfos i Haragilsfoss. Aura jest względnie sprzyjająca, chociaż wieje jak nigdy przedtem. Nie muszę przypominać, że to co widzimy jest obłędne! Po wizualnej uczcie wsiadamy do auta i jedziemy przez Asbyrgi drugą stroną rzeki oglądając Vesturdalur (dziwne skały z bazaltowych słupów), Raudhólar (niesamowite czerwone góry) jaskinię Kirkja i Holmatungur. Następnie kierujemy się w strone jeziora Myvatn i tam zwiedzamy powstały na skutek działalności człowieka krater Viti. Okolice Kröflustöð są trochę posępne myslę, ze spokojnie można było by nakręcić w tym miejscu sceny z Władcy pierścieni, prawdziwy Mordor. Już o zmroku oglądamy pola geotermalne namafjall i bjamarflag, nie muszę dodawać, że o tej porze oglądamy je zupełnie sami. Zatrzymujemy się na nocleg przy jeziorze Myvatn na cypelku Kalfastrond.
wodospad Dettifoss
rzeka do której spada wodospad Dettifoss
tęcza nad wodospadem Dettifoss
robiący ogromne wrażenie wodospad Dettifoss
wodospady Selfoss i Haragilsfoss
w stronę Asbyrgi
vesturdalur
Jaskinia Kirkja
Raudhólar
Raudhólar
vesturdalur
krater Viti
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
znowu owce
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
Mordor :)
Okolice Kröflustöð
Okolice Kröflustöð
namafjall i bjamarflag
DZIEŃ 8
8. Pobudka i spacer po półwyspie Kalfastrond gdzie słupy skalne wystają z krystalicznie czystej wody. Objeżdżamy jezioro dookoła oglądając okoliczne atrakcje: dimmuborgir, krater hverfjall, szczeliny gjotargja i stóragja powstałe na skutek ścierania się płyt kontynentalnych oraz średnio ciekawe nibykratery. Tego dnia panuje jakieś przenikliwe zimno, marzniemy marząc o gorącej kąpieli. Atrakcje jakoś nie cieszą, może dlatego, że były zdecydowanie najmniej interesujące spośród wszystkiego co do tej pory zobaczylismy. Planujemy dalszą podróż, ale drodze zatrzymujemy się by zobaczyc wodospad królów tzw. Godafoss bardzo ładny rozległy o trzech wodospadach z bardzo czystą wodą. Spieszymy się bo długa trasa przed nami. Skręcamy w interior - drogę f35 o której wcześniej naczytaliśmy się różnych legend, że nieprzejezdna, że mały ruch i że tylko terenówki, okazuje się to sporo mijać z prawdą. Chyba widziałem nawet jakieś daewoo tico. Zgarniamy po drodze dwóch miłych czechów, podróżujących autostopem i kierujemy się razem z nimi w kierunku schroniska Hveravellir, bo to jedno z niewielu miejsc w okolicy gdzie mozna przenocować na fajnym kempingu. Jest tu "jacuzi" z gorącą wodą i pola geotermalne. Oczywiście bierzemy bardzo długą kąpiel w termalnym basenie poznając w nim kilka ciekawych osób. Zasięgu brak, prąd ma tu tylko jeden z dwóch stojących budynków.
półwysep Kalfastrond na jeziorze Myvatn
półwysep Kalfastrond na jeziorze Myvatn
dimmuborgir
krater hverfjall
tu spotykają się dwie płyty kontynentalne tworząc ogromne szczeliny
w środku szczelin są termalne wody, podobno woda jest tu jedną z najczystszych na świecie
wodospad królów Godafoss
wioski wyglądają właśnie tak
pola geotermalne przy schronisku Hveravellir
Hveravellir
Hveravellir
urocze Hveravellir
DZIEŃ 9
9. Czesi namawiają nas żebyśmy podwieźli ich do Kerlingarfjoll! Jakiś czas sie wahamy, bo mieliśmy trochę inny plan, ale ostatecznie decydujemy się zobaczyc to miejsce ...i całe szczęście, bo jest to najmocniejszy punkt wyprawy. Coś niebywale pięknego! Tu słowa i opisy na nic się zdadzą, to trzeba po prostu zobaczyć. Dymiące żółto-niebiesko-rude góry robią piorunujące wrażenie. Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu aby tam pobyć i nasycić wzrok tak pięknymi okolicznościami przyrody. Jeszcze tego samego dnia jedziemy do najsłynniejszego na Islandii wodospadu Gullfoss gdzie oczywiście pielgrzymki turystów nie przestają zmierzać. Ładny, ale po tym wszystkim co zobaczyliśmy już nie robi takiego wow. Spędzamy tu chwilkę i jedziemy zobaczyc gejzery. Jest późno więc wykonujemy jeszcze szybki look na krater Kerid(kolorowy) i lądujemy na miłym kempingu w Selfos.
trasa przez interior
kolorowe okolice Kerlingarfjoll
kolorowe okolice Kerlingarfjoll
okolice Kerlingarfjoll
Kerlingarfjoll
Kerlingarfjoll
Kerlingarfjoll
widok na lodowiec z Kerlingarfjoll
góry obok Kerlingarfjoll
schronisko Kerlingarfjoll
wodospad Gullfoss
jeden z gejzerów
pola gejzerów
krater Kerid
DZIEŃ 10
10. Ostatni dzień już na luzie. Mamy sporo czasu i mało do obejrzenia, więc zaczynamy od Pingvellir- park narodowy nad jeziorem i objeżdżamy okolice zwiedzając jeszcze wodospad Oxararfoss, następnie powrót do Reykjaviku. Oddajemy samochód w nienaruszonym stanie, a wieczorem szwędamy się po Reykjaviku i klubach. Ostatnią noc spędzamy u znajomej znajomego.
Pingvellir- park narodowy
kościół w Pingvellir
dno rzeki w Pingvellir widać gołym okiem chociaz w niektórych miejscach głębokość jest znaczna
wodospad Oxararfoss
uwaga na owce
flaga Islandii
DZIEŃ 11
11. Rano zwiedzamy jeszcze miasto, min. muzeum penisów, skrewki, jeziorko i idziemy na obiad do portu i popołudniem jedziemy autobusem na lotnisko do Keflaviku, skąd mamy lot powrotny.
TUTAJ MOŻNA ZOBACZYĆ CYKL KTÓRY ZREALIZOWAŁEM BĘDĄC NA ISLANDII
http://zbigniewolszyna.blogspot.com/2014/08/monuments.html
zapraszam również na mojego bloga o Peru i Boliwii
http://peru-boliwia.blogspot.com/
oraz na prywatnego bloga
http://zbigniewolszyna.blogspot.com/
muzeum penisów
ulice Reykjaviku
typowy fast food
witryny przed gaypride
Harpa i tęczowe flagi
TUTAJ MOŻNA ZOBACZYĆ CYKL KTÓRY ZREALIZOWAŁEM BĘDĄC NA ISLANDII
http://zbigniewolszyna.blogspot.com/2014/08/monuments.html
zapraszam również na mojego bloga o Peru i Boliwii
http://peru-boliwia.blogspot.com/
oraz na prywatnego bloga
http://zbigniewolszyna.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz